Koronowirus - wróg którego nie widać...

Koronowirus ten temat zdominował polskie i światowe media. Nie jest łatwo, gdy słyszy się te wszystkie wiadomości. Codziennie nowe zachorowania, codziennie nowe zgony. Filmy i zdjęcia, na których widać, jak włoska armia wywozi ze szpitali dziesiątki ciał, na długo pozostanie w mojej pamięci. Strach i niepewność co będzie jutro. Najgorsze jest,  że wroga nie widać. Przeraża mnie beztroska tych ludzi, którzy są poddani kwarantannie, a wychodzą sobie z domu i nic sobie z zakazu nie robią. Nawet kary ich nie odstraszają, nawet to, co się dzieje teraz we Włoszech... A przede wszystkim to, że wychodząc z domu, narażają innych na zakażenie. Przeraża mnie głupota ludzi, którzy podejmują koronachellenge i świadomie się zarażają, liżąc klamki i muszle klozetowe. Jak widać ludzka głupota, nie ma granic. Na szczęście na takich kozaków wzięły się już odpowiednie służby...


bakteria-wróg

  



Koronowirus - wróg którego nie widać... 

Koronowirus (Covid -19), gdyby ktoś jeszcze nie wiedział to  wirus spokrewniony z wirusem SARS.  Wirus zmutował i atakuje ludzi. Chorobę raz pierwszy zdiagnozowano w grudniu 2019, w chińskiej prowincji Hubei, której stolicą jest Wuhan. Chińscy naukowcy w lutym 2020 wskazali, że źródłem nowego koronawirusa są zwierzęta i potencjalnym nosicielem pośrednim mogą być łuskowce. Rozwijające się zakażenie wirusem może prowadzić do zapalenia płuc, zespołu ostrej niewydolności oddechowej, posocznicy i wstrząsu septycznego oraz do śmierci

Do podstawowych metod zapobiegania zakażeniom zaliczają się częste i dokładne mycie dłoni, utrzymywanie dystansu fizycznego od osób z objawami grypopodobnymi oraz unikanie dotykania twarzy nieumytymi dłońmi. Zaleca się zakrywanie ust oraz nosa podczas kaszlu chusteczką lub zgięciem łokcia.


#zostańwdomu 

A jeszcze w styczniu wydawało się to takie odległe. Gdzie tam Chiny, a gdzie Polska. Nie doceniliśmy jednak wroga... Wróg znalazł się blisko nas, szybciej niż mogliśmy przypuszczać. Zawinił tutaj zapewne rozwój techniki i możliwość szybkiego podróżowania, otwarte granice... a także brak higieny... Coś, co dla innych jest nie pomyślenia, dla innych jest normalne... Przecież smarka się w chusteczkę, a nie w rękaw, a jak się kicha to się zatyka nos. A po przyjściu do domu myje się ręce... Uczą tego nawet w przedszkolu czy w szkole... Obrzydzenie mnie bierze, gdy widzę ludzi, którzy nie myją rąk po skorzystaniu z toalety publicznej. Mimo że mydło, jak i ciepła woda są na wyciągnięcie ręki. Nie wspominając już o ludziach, którzy idą do sklepu i bez ochronnych rękawiczek przekopują pieczywo, macając jedną bułkę czy chleb za drugim. Oczywiście to, co zmacali, nie kupią...

Gdyby taki wirus pojawił się jakieś 200 czy 300 lat temu nie rozpowszechniłby się tak szybko. Ludzie wtedy tak szybko się nie przemieszczali, a teraz wystarczy maksymalnie kilkanaście godzin i już jesteśmy, gdziekolwiek chcemy. Wystarczy paszport, a czasami nawet i nie i już nie ma nas...
Podczas, gdy podróż kilkaset lat temu trwała kilka, a nawet miesięcy.


Wybuchła panika. 



Gdy kilka tygodni temu, nasze serwisy informacyjne informowały, że nie ma u nas przypadku Koronowirua, co poniektórzy zaczęli przezornie robić zapasy. Sąsiad, widząc,że sąsiad wykupuje. Sam zaczął wykupywać wszystko co się dało...  I tak papier toaletowy stał się produktem deficytowym. Dalej est towarem deficytowym... O żelu antybakteryjnym, maseczkach, można było i można tylko pomarzyć. A mydło zaczęto wykupywać hektolitrami. Co poniektórzy zwietrzyli na tym świetny interes, który na szczęście wkrótce ukróciło Państwo, zakazując Januszom Biznesu wystawiania swoich zdobyczy na serwisach typu Allegro czy OLX.  Bo to po prostu było niesmaczne. Maseczki czasami nawet po kilkaset złotych, żele antybakteryjne w tej samej cenie. Niektórzy posunęli się  o krok dalej tworząc zestawy: żel antybakteryjny + maseczka + mydło antybakteryjne za kilkadziesiąt czy nawet kilkaset złotych.

To wszystko oczywiście opatrzone dopiskiem Koronowirus... Chyba najbardziej znany jest przypadek pewnego Janusza Biznesu ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, który wykupił 17 tysięcy żeli antybakteryjnych w USA. które później oczywiście zamierzał sprzedać z dużym zyskiem na Amazonie. Szybko ten biznes ukróciły władze USA i zakazały sprzedaży żeli na portalach... Pechowy sprzedawca został ze swoim towarem i nie miał co z nim zrobić. Koniec końców przynajmniej zrobił coś dobrego i oddał żele szpitalom.


Panikę poniekąd nakręcili Janusze biznesu. wykupując żele, maseczki i inne produkty do dezynfekcji na potęgę.  Zadziałał tutaj efekt domina inni widząc, że niema to znaczy trzeba kupować, bo inni kupują.  A skoro sąsiad kupuje kilkanaście sztuk mydła to ja tez muszę tyle kupić. Efekt taki, że ludzie kupowali po kilkadziesiąt sztuk mydeł kostce. ( podczas gdy zwykła kostka mydła spokojnie wystarczy na miesiąc dla jednej osoby... Mydło w płynie zaczęto wykupywać hektolitrami. Niektórzy zaczęli żartować: marzec 2020 - Polacy zaczęli się myć... 



Gdy zaczęła się w Polsce panika i ludzie zaczęli wykupywać  wszystko co się nadawało do dłuższego przechowywania. Strach dmucha nam w oczy. Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi  do głowy to porównanie z wybuchem II Wojny Światowej. Wiemy teraz co przeżywali nasi przodkowie, gdy we wrześniu 1939  wybuchła II wojna światowa. Tak wiem to dwie inne sytuacje. Jednak strach i niepokój co będzie jutro jest taki sam. Oni także bali się drugiego człowieka. Czy to Niemiec czy to Polak. Polak mógł kolaborować z Niemcami. My także boimy się każdego obcego człowieka, a nawet rodziny...

Porównując Koronowirusa do wybuchu II Wojny Światowej to my jesteśmy w bardziej komfortowej sytuacji... Nad nami nie latają wrogie samoloty, które zrzucają bomby... Nie grozi nam to, że za chwilę będziemy musieli uciekać i schować się w piwnicy, albo do schronu. Mamy co jeść, nie musimy kraść jedzenia... Nasz wróg może czai się za przysłowiowym rogiem, gdy spotkamy kogoś po drodze. Wymaga od nas abyśmy zostali w domu.. Czy to tak aż tak dużo?  Czy to tak dużo zostać w ciepłym domu, oglądać seriale, czytać książki, gdy jest taka możliwość... Zostać w domu, bo tak najlepiej chronimy i siebie i bliskich... 

Szwendając się po sklepach  nie wiemy czy nie spotkamy, gdzieś po drodze, kogoś kto ma kwarantanne, a wyszedł sobie beztrosko na spacer, do sklepu po piwo. Niby tych ludzi kontroluje policja, ale co robią, gdy policja już ich danego dnia skontroluje? Czy aby na pewno siedzą w domu...  tego nie możemy być pewni... To tylko jednostki, bo większość zachowuje się odpowiedzialne. Nie wiemy czy taka osoba nie  mieszka gdzieś w naszym sąsiedztwie i beztrosko idzie sobie do sklepu, jedzie sobie komunikacją miejską, jak gdyby nigdy nic... albo wybrała się do lekarza...


Z drugiej strony jest też coś o czym się nie mówi to dramat osób zarażonych. To także są ludzie. To nie tylko gołe statystyki - osoba zarażona. Nie ważne czy się jest celebrytą, sportowcem, politykiem, koronowaną głową czy zwykłym szarym obywatelem...  wirus może dopaść każdego... Z tą różnicą, że znani mają szybszy dostęp do testów. Zwykłe szaraczki muszą swoje odstać. Choroba atakuje także młode osoby. Najgorzej, gdy nie ma się objawów i zaraża się bliskich. A później niestety ktoś z rodziny umiera...Nie ma szans na pożegnanie się z bliską osobą. Nie można nawet iść na pogrzeb, nie można zorganizować pogrzebu... To jest dopiero dramat stracić kogoś bliskiego i nie móc się z nim pożegnać... Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi...



Z punktu widzenia mamy przedszkolaka... w domu nie jest łatwo...


Gdybym to ja była na miejscu mojego dziecka to bym pewne skakała pod sufit ze szczęścia, że nie muszę nigdzie rano wstawać, nie muszę iść do przedszkola. Ale nie jestem. Mój syn jest z natury bardzo towarzyskim dzieckiem. Nie ma rodzeństwa. Mamy teraz przerwane terapie i rehabilitacje. Nie mamy na to wpływu. Nie ma dnia w który, bym nie słyszała, mamo, a kiedy pójdziemy do przedszkola, a kiedy pójdziemy do Pani..., a do Pani. a do Pani... To jego rehabilitantki... Mamo a kiedy pojedziemy na działkę ( nie mamy auta, aby się dostać na działkę musimy przejechać pół miasta komunikacją miejską... ). Tłumaczę cierpliwie, że jest wirus. Siedzimy w domu, bo jest wirus. Robiliśmy eksperyment z wodą, pieprzem i mydłem. Tak, aby naocznie pokazać o co chodzi z tym koronowirusem.

Póki co siedzimy w domu, próbujemy jakoś ogarnąć wolny czas - oglądamy programy dla  przedszkolaków. ( syn za bardzo nie chce tego oglądać - woli Psi Patrol, ale ja się boję, że po miesiącu tego oglądania chyba sama przemienię się w Chicakeletę :D ) Na szczęście z odsieczą przyszło nasze Przedszkole, i tak w tym tygodniu mieliśmy tydzień związany w Teatrem. Na przyszły tydzień pewnie będzie co innego do wykonania. Znów będziemy musieli wykazać się kreatywnie. Nie narzekam, bo wiem że rodzice dzieci szkolnych mają o wiele gorzej od nawału prac domowych.

#wszystkobedziedobrze


Przetrwamy musimy. Powtarzaliśmy te słowa, na oddziale patologii noworodka, gdy syn się urodził i powtarzamy teraz. #wszystkobedziedobrze musi być i kropka. Najgorsze jest te czekanie. Póki co nie ma nawet światła w tunelu, które moglibyśmy walczyć z niewidzialnym wrogiem.Mam nadzieje,że to sie szybko zmieni.

Dziękuje każdemu kto dotarł do końca :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za każdy komentarz. W miarę możliwości staram się każdego z was odwiedzić.
Proszę o niezostawianie linków do swoich stron. znajdę cię i bez tego!